U schyłku komuny pewien mój dawny kolega (jeżeli obecnie nim nie jest, to wcale nie znaczy, że kiedyś nim nie był, bo był! - I to jest istotne) zajechał do mnie samo-zrobionym rowerem, oznajmiając, iż autorem pracy jest niejaki Smok...(podobny model znalazłem w internecie, fot. poniżej. Pewnie dzisiaj oryginał zżarła rdza)...heh...pomyślałem, ten gość na pewno coś wymodzi więcej w przyszłości. I wymodził IH
Po latach przyznam się teraz bez bicia, że zrobiłem rundkę rowerem Smoka po szutrze, wymuszając przejażdżkę, przy stanowczym proteście kolegi, który wypożyczył rower pewnie dla szpanu, albo jakoś tak
Hyym. Pytanie otwarte: czy zawsze wszystko co dobre musi się kiedyś kończyć?