Strony: 1 ... 3 4 [5] 6   Do dołu
  Drukuj  
Autor Wątek: Wspomnienia Pana Kazimierza  (Przeczytany 87986 razy)
0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
Przyjaciel forum
*


Punkty: +465/-51
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wpisy: 2966
Znajomi: 45
Dodaj do Dodaj do listy Znajomych


« Odpowiedź #60 : 28 Styczeń, 2013, 23:07:59 pm »

Bardzo cenne te wspomnienia. Z tego wątku dowiedziałem się, że Pan Kazimierz odszedł...
Przez ostatnie 5-7 lat, kiedy słuchałem czytanych osobiście przez p. Kazimierza wierszy, ujmowała mnie Jego powaga, z jaką je czytał. To nie było zwykłe opowiadanie tego, co "duszy gra", tylko jasno określony przekaz pewnych wartości uniwersalnych.

@esoja, kontynuuj watek. Opowiadania bezcenne.
Zgłoś do moderatora   Zapisane



Punkty: +4/-0
Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wpisy: 17
Znajomi: brak
Dodaj do Dodaj do listy Znajomych



« Odpowiedź #61 : 29 Styczeń, 2013, 20:26:46 pm »

Pod koniec XIX wieku wspomniany Jan Fiałkiewicz ożenił się z wdową Agnieszką Królikiewicz. Z tego związku urodził się w 1892 roku mój ojciec Michał, a kilka lat potem Julia. Nie znam daty śmierci mego dziadka, moja babka wyszła za mąż za Saganiewicza i znów owdowiała.

Mój ojciec po wyuczeniu się zawodu szewca w Chyrowie powrócił do Starej Soli. W 1912 roku został wcielony do armii austriackiej. Po odbyciu szkolenia w Krakowie i Tatrach, a potem w Linzu, w Alpach, wywieziono go na Bałkany. Na koszt cesarstwa wożono ich po całych Bałkanach, w charakterze okupanta. Bili Serbów, Serbowie oddawali. Największe cięgi otrzymali jednak od Włochów. Miał zaszczyt słuchać rozkazów samego Mackensena, feldmarszałka niemieckiego. Do końca życia ojciec opowiadał o rzece Isonzo, został tam zraniony, nawdychał się gazów bojowych. Po kuracji powrócił pod rozkazy wspomnianego Mackensena i dzięki temu zwiedził Rumunię, a po agonii cesarstwa, miał blisko do domu.

Po dwóch dniach pobytu w domu  wraz z kolegą Andrzejem Borońskim, zgłosili sie do Armii Hallera (akurat był w pobliżu). W szeregach tej Armii odbył kijowską wyprawę, zwiedził dokładnie Berdyczów i okolice. Otrzymał dwukrotnie Krzyż Walecznych, powrócił do domu. Tyle historii. Dokumentów z tych czasów niestety nie potrafiłem odnaleźć. Ale o tym potem.
Zgłoś do moderatora   Zapisane



Punkty: +4/-0
Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wpisy: 17
Znajomi: brak
Dodaj do Dodaj do listy Znajomych



« Odpowiedź #62 : 01 Luty, 2013, 14:05:43 pm »

Ojciec podjął pracę w kopalni nafty w pobliskich Strzelbicach. Tyle historii. Historyczne wiadomości o miejscu mego pochodzenia czerpałem z dwutomowej monografii pt. Samborszczyzna  Aleksandra Kuczery, wydanie przedwojenne. Wracając do ojca, poznał mieszkankę Starego Sambora, Franciszkę Rapak, pobrali się. Z tego związku urodziło się troje dzieci, Janina w 1925, Bronisław w 1929 i w 1932 niżej podpisany Kazimierz. Niestety, nie było mi dane poznać swoją mamę, obdarowała mnie życiem i zmarła. Opiekowała się mną moja siostra Janina, siedmioletnia mamka, pod okiem babki, która w tym czasie też chorowała. W tym czasie kryzys rządził światem, ojciec został zwolniony z pracy. Na szczęście dostał pracę w magistracie i służbowe mieszkanie. Poślubił Katarzynę Kisielica, która starała się zastąpić naszą mamę.

Zaliczam się do dzieci wojny. 1 września 1939 roku, mimo że miałem komplet podręczników do tradycyjnej szkoły, życie wpisało mnie i rówieśników do szkoły życia wojennego. Zmieniali się wykładowcy, każdy chciał coś innego. Syrena strażacka zamiast do szkoły kazała chować się po schronach, piwnicach, pod drzewo przed lotnikiem. Szybko, na szczęście, zrozumieliśmy, że to nie jest zabawa w chowanego, a bomby zabijają także dzieci. Zrozumieliśmy rozpacz kobiet żegnających mężczyzn idących na wojnę. Któregoś dnia lotnik obrzucił bombami wjeżdżający na stację pociąg z uchodźcami, lotnik odleciał, a bestie w ludzkich skórach dobijały pasażerów w celach rabunkowych.

Około 15 września Przełęczą Uzocką weszli Niemcy i Słowacy. Słowacy zatrzymali się w Samborze, a Niemcy u nas. Na zakwaterowanie zajęli szkołę, przedszkole i zabudowania plebanii. Pod koniec września ojciec obsmarowany przez "życzliwego" dostał nakaz opuszczenia mieszkania w ciągu dwóch godzin. Zatrzymaliśmy się w domku babki.
Zgłoś do moderatora   Zapisane



Punkty: +4/-0
Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wpisy: 17
Znajomi: brak
Dodaj do Dodaj do listy Znajomych



« Odpowiedź #63 : 04 Luty, 2013, 15:21:01 pm »

Na początku grudnia Niemcy odstąpili nas Armii Czerwonej. Nastała era rubla. Hasło "kto nie rabotaje ten nie kuszaje" /kto nie pracuje ten nie je/.

Następny prezent to dziesięciodniowy tydzień pracy. Wszystkie dzieci poszły do szkoły, zostałem skierowany do klasy wstępnej, każdy uczeń był przesunięty o klasę w dół (chodziło o opanowanie języka rosyjskiego). Mój starszy brat uczył się zawsze na głos. Umiałem przeczytać czytankę w języku ukraińskim, czy rosyjskim. Rysować "bukwy" /litery/ też umiałem. Ponieważ nudziłem się, moja opiekunka skierowała mnie na egzamin, przeniesiono mnie do klasy pierwszej. Dzięki temu poznałem geniusza nauki pana Łysenkę, który szczepił pomidory na ziemniakach według chyba tej bajki, jak chłop dzielił się z diabłem plonami.

Ponieważ bibliotekę przetrzepali Niemcy usuwając pewne książki, ich zdaniem trefne, resztę pracy wykonali Rosjanie. Zabrali ze wszystkich regałów resztę literatury. Chyba to przypadek, że księgozbiór znalazł się w zasięgu rąk kucharza wojskowego. Co zapobiegliwsi potrafili dogadać się jak Słowianin ze Słowianinem i za butelkę można było coś zabrać za pazuchę. Jakby chcąc wynagrodzić ten brak w kulturze, za darmo, codziennie nie patrząc, że na dworze zima i mróz, na ścianie Ratusza wyświetlano filmy.

Dorośli wieczorami chodzili do szkoły uczyć się konstytucji, /nie pamiętam kiedy to było, ale nowi przedstawiciele społeczeństwa prosili, aby Związek Radziecki przyjął nas do siebie do rodziny republik szczęśliwych/. Nowa władza uczyła, że śluby kościelne są nielegalne, ślub trzeba wziąć w urzędzie.

W trosce o dobro ludzi pracy, ustalono że rzemieślnicy powinni prosić o przyjęcie ich do artelu /taka spółdzielnia pracy/ oczywiście z narzędziami. Nie zapomniano o rolnikach /chliborobach/. Im życzliwi podpowiadali, żeby prosili o przyjęcie z całym dobytkiem do kołchozu. Ponieważ rolnicy nie śpieszyli się z pisaniem podań, podniesiono im podatki, a rewizje domowe nie miały końca. W czasie rewizji konfiskowano nadwyżkę płodów rolnych, skonfiskowane artykuły spożywcze składowano w lokalach do tego nie nadających się, tym bardziej w zimie. Wyznaczano ludzi, częściej dzieci nie uczące się już, a nie pracujące jeszcze, do selekcji psujących się produktów. Opornych rolników straszono przez "życzliwych" Sybirem.

W styczniu lub lutym 1940 roku tak po cichu, bez pożegnania, w nocy, ciocia z wujem pojechali na "białe niedźwiedzie" w dość licznym towarzystwie leśników. Nastała teraz kolejna lekcja wojenna. Spaliśmy jak zające pod miedzą, każdy warkot silnika samochodu budził nas wszystkich z zapartym tchem, czekaliśmy: po kogo? By nikt nie myślał, że wywiezieni mają źle, do ich rodzin przysłano paczki noworoczne: Chałwa, landrynki i orzeszki. Na takie kłamstwo dałby się nabrać chyba przedszkolak, w świetlicy szkolnej, uśmiechał się jak z dobrego dowcipu, gipsowy posąg ojca narodów Stalina.
Zgłoś do moderatora   Zapisane



Punkty: +4/-0
Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wpisy: 17
Znajomi: brak
Dodaj do Dodaj do listy Znajomych



« Odpowiedź #64 : 08 Luty, 2013, 16:49:25 pm »

Gdy w 1941 roku Niemcy zaatakowały dotychczasowych sojuszników, w wojnę nie wierzyliśmy, ale ucieczka rodzin wojskowych, ofiary ostrzału niemieckiego pilota, gorączkowa mobilizacja Ukraińców do Armii Czerwonej. Aby nie uciekli, golono im głowy i kazano wkładać mundury. NKWDziści, jeśli mieli czas, rozstrzeliwali więźniów. Podpalili wszystkie magazyny, a do ludzi usiłujących coś uratować z płomieni strzelano. Wchodzący Niemcy prawie z marszu zaczęli prześladować Żydów.

A my poznawaliśmy następny rozdział edukacji wojennej - głód na przednówku. Poznałem smak lebiody okraszonej talarkiem kartofla lub skórką chleba. Nasza rzeczywistość wyglądała teraz tak, jak opowiadali starsi ludzie o nalocie szarańczy. Pustynia. Znikąd pomocy, każdy walczył o każdy dzień przeżycia, dopóki pozwolą siły. Kiedy ktoś puchł z głodu, wszyscy wiedzieli, że to już koniec. Władza pozwoliła kupować za złotówki /dopóki nie wprowadzono złotówek emisyjnych/. Tylko nie było co kupować.

   Niemcy potrzebowali rąk do pracy, najpierw namawiano do pracy dobrowolnie /tak jak Polacy jeździli na Saksy przed wojną/. Ponieważ nie było zbyt wielu chętnych, urzędnicy wyznaczali młodzież do wywózki. Do Bawarii wywieziono moją siostrę Janinę. Z domu dostała dwie kromki chleba, od wujka kolejne dwie i tak po królewsku wyposażona dojechała na tym domowym wikcie do obozu w Bawarii. Pierwszy posiłek otrzymali tuż przed przyjściem "kupców". Jak to wyglądało? Tak jak kupowano przywiezionych z Afryki Murzynów.
Zgłoś do moderatora   Zapisane



Punkty: +4/-0
Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wpisy: 17
Znajomi: brak
Dodaj do Dodaj do listy Znajomych



« Odpowiedź #65 : 12 Luty, 2013, 18:38:16 pm »

Za Sanem była żywność, było blisko, każdy zabierał z domu odzież, narzędzia, biżuterię a zwłaszcza biżuterię. Następował handel wymienny. Kupione w ten sposób jedzenie trzeba było przewieźć do domu. Jeśli na stacji była obława policji na "handlarzy", maszynista zwalniał bieg pociągu, z którego wyskakiwali ludzie, rzeka San była przyjacielska, w chaszczach można się było ukryć. Jeśli się to nie udało, delikwent pobity tracił wszystko.

Mój starszy brat został zatrudniony w województwie rzeszowskim u rolnika, miał  przynajmniej co jeść. Z braku witamin straciłem wzrok, na moje szczęście ukrywał się w pobliżu lekarz ze Lwowa, uleczył mnie, ten lekarz to późniejszy profesor Wiktor Bross we Wrocławiu. Mogłem pomagać rodzicom, pasłem kozę, od kolegów dostałem parkę królików, od dorosłych kilka kurek, dorośli otworzyli zamkniętą przez austriackiego zaborcę studnię z solanką, mogliśmy, tak jak przed wiekami, warzyć sól. Za sól można było w górach dostać coś do zjedzenia. Ojciec został przyjęty do pracy w kopalni nafty, za otrzymywany deputat wódkę i papierosy można było dostać cukier. Ponieważ  folksdojcze dostawali taki przydział jak Niemcy, od nich drogą zamiany za coś z lasu lub królika, czy kurę, mogłem dostać sacharynę lub esencję herbaty, ojciec palił fajkę, dla niego uprawiałem w kukurydzy tytoń, uczyłem się w stępie robić pęczak, w żarnach nielegalnie mieliłem mąkę.
Zgłoś do moderatora   Zapisane



Punkty: +4/-0
Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wpisy: 17
Znajomi: brak
Dodaj do Dodaj do listy Znajomych



« Odpowiedź #66 : 17 Luty, 2013, 16:38:59 pm »

W naszej szkole ciągle przebywali żołnierze, grupka dzieci w różnym wieku wymyśliła, że warto się uczyć. Dwa razy w tygodniu odwiedzaliśmy nauczycielki, które instruowały nas. Jedną z nich była Pani Aniela Piniasz /po wojnie uczyła w szkole w Kościelniku obok Lubania/.

Aby się nam nie nudziło raz na tydzień przeprowadzano rewizje, ciągle czegoś szukano, jak nie żarna, to radia, bimbrowni lub partyzantów nazywanych "groźnymi bandytami". Najświeższe wiadomości to komunikaty z głośników ze szkoły (miejscu kwaterowania wojska). Stąd dowiedzieliśmy się też, jak anioły pilnują Fuhrera /to po zamachu/.

Nadeszło lato 1943, Niemcom udało się rozdmuchać stare źródła konfliktów polsko-ukraińskich. Obietnicą nigdy nie spełnioną była wolna Ukraina. Korzyść to sojusznik w trzymaniu Polaków w ryzach. Napływały przerażające wieści z Wołynia i Zamojszczyzny. Czuliśmy, że teraz to chyba na nas kolej /jak na Żydów/. Położenie na szlaku wojsk i bliskość kopalni zmuszały Niemców  do utrzymywania garnizonu wojskowego, było to dla nas naturalną ochroną, ale i tak zabito grupę robotników wracających z kopalni, a w niedalekiej osadzie wszystkich mieszkańców tego osiedla. Na wszelki wypadek sypialiśmy w kartoflach, zbożu czy w jakimś schowku nie rzucającym się w oczy.

Tak w strachu żyło się czekając na cud, który nie następował. Nikt już nie pocieszał się przepowiednią o Polsce od morza do morza. Bardziej krzepiące było porzekadło: "Słoneczko wyżej Sikorski bliżej". Modne były nielegalne radia "kryształki". W rozmowach  królowały "ksywki" cioci Ani, Frani, a potem ciocia Rózia, coraz bardziej modne były nalepione wyroki szefa Gestapo na bardzo "groźnych bandytów, partyzantka rosła w siłę.
Zgłoś do moderatora   Zapisane
Przyjaciel forum
*

Punkty: +178/-67
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wpisy: 1954
Znajomi: 14
Dodaj do Dodaj do listy Znajomych



WWW
« Odpowiedź #67 : 18 Luty, 2013, 09:24:14 am »

Cytuj
Chałwa, landrynki i orzeszki.

+

mark...
Zgłoś do moderatora   Zapisane

 *Link usunięty*



Punkty: +4/-0
Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wpisy: 17
Znajomi: brak
Dodaj do Dodaj do listy Znajomych



« Odpowiedź #68 : 23 Luty, 2013, 21:22:30 pm »

U nas zmieniały się grupy wojska węgierskiego, słowackiego, niemieckiego, odpoczywali przed pójściem na front wschodni, albo odpoczywali po walkach frontowych. Podtrzymywały nas na duchu wieści z nielegalnych odbiorników radiowych, czasem samolot bombardujący kopalnie w Borysławiu, Drohobyczu czy u nas w Strzelbicach zgubił ulotki.

W tych Strzelbicach zdarzył się kiedyś zrzut przeznaczony dla chłopców z AK, lotnika wprowadził w błąd układ świateł. Każdy czynny szyb miał zapaloną tzw. świeczkę, palił się gaz ulatniający się z otworu szybu. Lekarstwa, broń, mundury i ulotki to był łup dla nocnej zmiany. Dla Gestapo musiały rano wystarczyć  pojemniki i reszta nie zabranych materiałów. Ludzi cieszyła ostrożność SSmanów z jaką zagłębiali się w las.

Okupant wzmagał represje. Oświęcim to cel dla kilku osób podsumowanych przez donosicieli. Czekaliśmy, ciesząc się z każdego przeżytego dnia. Dotarła do nas wiadomość tragiczna w swojej treści. Śmierć naszego męża opatrzności Sikorskiego.
Zgłoś do moderatora   Zapisane



Punkty: +4/-0
Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wpisy: 17
Znajomi: brak
Dodaj do Dodaj do listy Znajomych



« Odpowiedź #69 : 25 Luty, 2013, 17:33:44 pm »

Nadszedł rok 1944. Przemarsze oddziałów partyzanckich przy całkowitej potulności wojsk niemieckich. Napływające oddziały zdemoralizowanych klęskami żołnierzy niemieckich, węgierskich, Kozaków dońskich, sprzęt, armaty, czołgi rozbite wypełniały pociągi jadące gdzieś na zachód. Żołnierze bałamuceni obietnicą wunder waffe /cudowna broń czyli atom/. Głuche dudnienia artylerii, komunikaty z radia wojskowego, wzmożone ruchy wojsk. Któregoś dnia w polu kilka osób rozmawiało ze zwiadowcami radzieckimi.

Przez trzy lub cztery dni nie było u nas ani jednego żołnierza. Najbardziej przerażająca była wizyta Upowców ubranych w mundury niemieckie, wykonali wyroki na kilku Polakach, wycofali się. Teraz każdy chodził z bronią pod ręka, osłaniając swoich bliskich. Wszyscy odetchnęli z ulgą, gdy zaczęły wjeżdżać kolejno oddziały niemieckie. Od połowy lipca gościliśmy dywizję, która nie zdążyła się wycofać z innymi.

Któregoś dnia zjawił się samolocik "kukuruźnik" absolutnie zignorowany przez niemiecką obronę przeciwlotniczą. Przeżywałem swój chrzest frontowy. Wspominam pierwszy kontakt z pociskiem artyleryjskim, świst, huk rozsadzający uszy, gorące powietrze i cisza, i uczucie ulgi, że to jeszcze nie ja. Albo chroniło się głowę rękami, jakby to była skuteczna ochrona. Zniszczenia były coraz większe. Jak straszna była bezradność, gdy na moich oczach konał człowiek, a ja nie mogłem mu już nic pomóc. Sanitariusze wojskowi mieli dość roboty z żołnierzami, cywilami się nikt nie interesował.

Byłem zatrudniony w kuchni żołnierskiej, gdy moi starsi koledzy ginęli podczas kopania ziemniaków, uciekłem i ukrywałem się przez kilka dni. Niemcy wcale mnie nie szukali, wzięli po prostu innych do kopania i obierania. Któregoś dnia w jasny popołudniowy dzień usłyszałem coś jak chichot i białe kreski na niebie. Stojący obok żołnierz zbladł. To "organy stalina" - powiedział rozmawiającemu z nim memu ojcu. Tłumaczył, że jest sam na świecie, cała jego rodzina leży pod gruzami Hamburga. Komu potrzebna ta cholerna wojna. Jeszcze tego samego popołudnia SSman  wyprowadzili z zagród bydło w pole i strzelali jak na polowaniu. Nazajutrz, 4 lub 5 sierpnia weszli Rosjanie, ludzie cieszyli się wolnością, jaką by ona nie była.
Zgłoś do moderatora   Zapisane



Punkty: +4/-0
Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wpisy: 17
Znajomi: brak
Dodaj do Dodaj do listy Znajomych



« Odpowiedź #70 : 01 Marzec, 2013, 21:41:17 pm »

W naszej miejscowości i okolicy wybuchła epidemia czerwonki, ja też zaliczyłem ją, szczęśliwie, bo jak ludzie obliczali, więcej było ofiar śmiertelnych choroby, niż działań frontowych. We wrześniu zostałem przyjęty po egzaminie do klasy 6. Ciekawostką były języki wykładowe, bo Rosjanin uczył po rosyjsku, Ukrainiec po ukraińsku, Polak po polsku, a językiem obcym, jakiego uczyliśmy się, był niemiecki /jestem w posiadaniu swego świadectwa z tej klasy/.

Narastał nacisk na przyjęcie obywatelstwa radzieckiego lub wyjazd do wolnej "Polszczy". Nękające rewizje domowe, w których szukano wszystkiego, co się dało. Nagminne stawały się praktyki w czasie rewizji, żołnierz podrzucał na oczach domownika nabój i zaczynała się zabawa, ile przyjaciel w mundurze chce, czy wystarczy litr "wodki"? Nagminnie pytano nas dzieciaków na ulicy o czyjś adres, pytanie o AK lub UPA, ale my wiedzieliśmy jak odpowiadać jeszcze za Niemców.

Młodych chłopców Polaków zatrudniono w milicji, ale nie na długo, bo wszystkim zaproponowano wstąpienie do wojska polskiego, resztę młodych mężczyzn zarówno Polaków jak i Ukraińców wcielono do tzw. istriebitielnych batalionow /myśliwskie bataliony/, zatrudniano ich do zwalczania podziemia ukrywającego się w lasach. Polacy zastanawiali się co robić? Opuszczać swoją ziemię i jechać na poniewierkę w nieznane?

   Moi rodzice zdecydowali się na wyjazd. Na pewno w myśleniu pomagał nacisk władzy - albo wyjeżdżacie do Polski, którą dla was wyzwoliliśmy, albo zostańcie jako obywatele radzieccy. Wieczorne wizyty oficerów NKWD, dla których obecność więcej niż czterech osób budziła frustracje. Zadawane pytania, na które odpowiedzi nauczyła wojna. Wrócono do rewizji, po których ubywało dokumentów, jeden z kolekcjonerów zabrał ojca medale i krzyże, a także masę wojskowych zdjęć.

Na wiosnę 1946 zaczęły wyjeżdżać kolejne grupy rodaków. Pisali potem z Kłodzka, Lubania i innych miejsc na Śląsku. Ciocia z Borysławia zatrzymała się w Pruchniku, w rzeszowskim, to była taka skrzynka pocztowa, dzięki niej nawiązaliśmy kontakt z siostrą Janiną, która wróciła z Bawarii i mieszkała w Wieliczce. Przyspieszyło to na pewno decyzje o wyjeździe. Pod koniec lipca 1946 roku zapakowaliśmy się na stacji Felsztyn.
Zgłoś do moderatora   Zapisane



Punkty: +4/-0
Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wpisy: 17
Znajomi: brak
Dodaj do Dodaj do listy Znajomych



« Odpowiedź #71 : 03 Marzec, 2013, 17:33:54 pm »

W krytym wagonie towarowym mieściły się dwie lub trzy rodziny, inwentarz żywy na odkrytym wagonie. Na stacji Ustrzyki Dolne nastąpiła odprawa graniczna przez  pograniczników radzieckich, potem polskich, z wypiekami na twarzy oglądaliśmy z bliska polskich żołnierzy. Po ich odejściu zamocowaliśmy polskie flagi w oknach i odjechaliśmy. Z kolegą notowaliśmy nazwy stacji mijanych, ale na drugi dzień przestaliśmy, robota bez sensu. Przez kilka dni jechaliśmy równolegle do południowej granicy, a potem skierowano nasz transport na północ.

Na początku sierpnia, wieczorem pociąg zatrzymał się na stacji. Burza, ulewa, błyski piorunów, w ich świetle oglądaliśmy miasto w gruzach, jak nasze miasteczko, przy wagonach pojawił się kolejarz. - Tu się jutro rozładujecie, to jest miasto Drawsko, rano przyjdą urzędnicy. Wodę bierzcie tylko ze stacji, tamta to nie dla ludzi...

Urzędnicy z PUR-u przyszli rano, poczytali nasze dokumenty, jeden z nich roześmiał się. - Oni zwariowali przysłali nam górników, zobacz. Repatriantów z Borysławia i Drohobycza wywożono do Wałbrzycha. Inne grupy kierowano w okolice Kłodzka, Gryfowa, Lubania a ostatnie transporty w okolice Wrocławia. Osiedlono nas w dużym domu, niezniszczonym, jakby wojnę przespał w schronie. Po dwóch tygodniach osiedlono nas na stale, przy dworcu, w sześciorodzinnych domach.

Z żywnością nie mieliśmy problemu, bo mieliśmy przywiezione zapasy. Dokuczał brak wody. Zrozumiałe ze względu na zniszczenia, ale z tylu za nami stały domki jednorodzinne z czynnymi pompami, do których dostępu bronili właściciele jak niepodległości. Drugim kłopotem był brak pracy. W mieście była praca, ale dla członków dwóch partii PPR i PPS. Prezesi tych partii ciągle walczyli o kolejny fotel, komu się należy, jaki stołek, kto ma dostać paczkę z UNRRa, a kto zapasowe mieszkanie z jeszcze nie wysiedlonym Niemcem. W podmiejskich majątkach ziemskich pracowali Niemcy, Polacy sprawowali kierownictwo tych gospodarstw, późniejsze PGRy.
Zgłoś do moderatora   Zapisane



Punkty: +4/-0
Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wpisy: 17
Znajomi: brak
Dodaj do Dodaj do listy Znajomych



« Odpowiedź #72 : 06 Marzec, 2013, 17:17:38 pm »

Po dwóch tygodniach i nam zaświeciło słońce, podłączono nas do sieci i spotkał nas zaszczyt wizyty trzech panów z opaskami, którzy wytłumaczyli ojcu, że posiada niemieckie meble, za które powinien zapłacić. Ojciec pokazywał panom wypalone przez stolarza polskiego znaki, skąd pochodzą meble. Panowie żądali opłaty, kobiety narobiły  krzyku. Zbiegli się ludzie, ten z drągiem inny z widłami, Panowie obiecali wrócić z milicją.

Każdy kolejny dzień przynosił nowe wydarzenia, o których mogło się nam nawet nie śnić. Któregoś dnia poznałem nowe polskie słowo SZABER. Pan z elektrowni wytłumaczył mi, że to jest rabunek, jak na dzikim zachodzie. Po odstaniu kolejki po chleb, ojciec zabierał mnie do piłowania drewna na opał, otrzymywaliśmy za to pieniądze, a czasami nawet kartkę żywnościową.

Zbliżała się jesień, zapisałem się do szkoły. W szkole miałem szanse zostać poliglotą, bo w tej szkole uczono francuskiego. Do tej pory mogłem mówić po polsku, ukraińsku, rosyjsku, słowacku, niemiecku, ale mimo kontaktów z żołnierzami węgierskimi, nie mogłem nauczyć się tego języka, znałem tylko jedno zdanie - Nem tudu magiare...

Zbliżała się zima, zbierałem węgiel na ulicy, kiedyś z kolegą nazbieraliśmy cukru /pękł worek na stacji/. Chodziłem z mamą w szmacianych butach wojskowych, na zmianę. Nadeszła bardzo mroźna zima 1947, niedogrzane mieszkanie, niedożywienie, przemoczone obuwie, wynik - zapalenie płuc. Niezapomniane koleżanki przynosiły lekcje a jedna z nich podrzucała mi "Przekrój" a w nim wiersze Brzechwy, Gałczyńskiego.

    Po skończeniu półrocza w szkole wyjechaliśmy do Lubania. Ojciec ściągnął z Rzeszowskiego brata mego Bronisława. Stanowiliśmy znów kompletną rodzinę. W Lubaniu kończyłem 7 klasę. Potem brat poszedł do wojska, a w domu zaczęło robić się źle. Ojciec dostał udaru mózgu i wyrok śmierci za pół roku. W międzyczasie zachorowała babka, 88-letnia staruszka, organizm nie podołał, zmarła w styczniu 1951 roku. Ojciec przeżył z wyrokiem matkę o pół roku, zmarł w lipcu 1951 roku. Po śmierci ojca, rak żołądka zaatakował matkę, przeżyła ojca o rok, zmarła w lipcu 1952 roku.

- - - - - - - -

Na tym kończą się spisane przez Kazimierza Fiałkiewicza wspomnienia. Wspomnienia szczególnie dla mnie cenne, ponieważ dzięki nim poznałam historię moich przodków.

Zgłoś do moderatora   Zapisane
Studio Eline.pl
Administrator
*****
*

Punkty: +154/-6
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wpisy: 1430
Znajomi: 14
Dodaj do Dodaj do listy Znajomych


Marketing w sieci. Daj się znaleźć!


WWW
« Odpowiedź #73 : 06 Marzec, 2013, 17:25:30 pm »

Wielka szkoda ze sie skonczyly zapiski bo czytalem je z zachlannoscia jak tylko sie pojawialy. Piekna historia, w sumie kazdego z nas.
Zgłoś do moderatora   Zapisane

Przyjaciel forum
*


Punkty: +465/-51
Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wpisy: 2966
Znajomi: 45
Dodaj do Dodaj do listy Znajomych


« Odpowiedź #74 : 06 Marzec, 2013, 22:22:49 pm »

"Gitarzysta" ... kilka wersów poświęconych lubańskim muzykom.

Kazimierz Fiałkiewicz

<a href="http://www.youtube.com/v/sEf2j4VeoY4?version=3&amp;amp;hl=pl_PL" target="_blank">http://www.youtube.com/v/sEf2j4VeoY4?version=3&amp;amp;hl=pl_PL</a>

Zgłoś do moderatora   Zapisane
Strony: 1 ... 3 4 [5] 6   Do góry
  Drukuj  
 
Skocz do:  

Pokrewne Tematy
Temat Zaczęty przez Odpowiedzi Wyświetleń Ostatnia wiadomość
Wystawa Kazimierza Kilijana w Muzeum Regionalnym Kultura i sztuka Iza 1 6583 Ostatnia wiadomość 28 Lipiec, 2008, 19:27:37 pm
wysłane przez ZUZA
Literacka nagroda dla Kazimierza Kiljana Kultura i sztuka ZUZA 0 4511 Ostatnia wiadomość 11 Październik, 2008, 20:22:57 pm
wysłane przez ZUZA
Posłowie 89 - wspomnienia czerwca Lubań okiem luzyce.info Bernard 0 2837 Ostatnia wiadomość 08 Czerwiec, 2009, 14:20:24 pm
wysłane przez Bernard
[S] Mieszkanie 37mkw Lubań, ul. Kazimierza Wielkiego Ogłoszenia drobne Shakin 1 5346 Ostatnia wiadomość 05 Sierpień, 2010, 19:49:16 pm
wysłane przez Shakin
Pożegnaliśmy Kazimierza Wojciechowskiego Bieżące wiadomości Leo 0 4028 Ostatnia wiadomość 26 Styczeń, 2011, 22:10:38 pm
wysłane przez Leo
Podziękowania dla Starosty Lubańskiego- pana Walego Czarneckiego Hydepark Ewa Gutek 0 3515 Ostatnia wiadomość 01 Czerwiec, 2011, 08:58:03 am
wysłane przez Ewa Gutek
11.11.... Hydepark « 1 2 ... 5 6 » widelec 77 87981 Ostatnia wiadomość 09 Grudzień, 2011, 22:17:45 pm
wysłane przez borisem
do Pana Piotrka Hydepark kobieta 6 7177 Ostatnia wiadomość 13 Sierpień, 2013, 22:05:48 pm
wysłane przez x