Kilka słów refleksji pokongresowych. Na pewno może cieszyć obecność dość sporej reprezentacji parlamentarzystów podczas dwudniowych obrad. Czy to przełoży się na większe zrozumienie racji strony samorządowej lub stanowienie takiego prawa, które nie drenowałoby – jak to miało i ma miejsce przez ostatnie lata - finansów gmin? Oby tak się stało, choć… osobiście wątpię. Jako potwierdzenie mojego sceptycyzmu wobec deklaracji reprezentantów polskiego Parlamentu podam przykład głosowania nad tzw. podatkiem od kopalin. Przypominam, że w jego trakcie posłowie Zagłębia Miedziowego reprezentujący obecną koalicję rządzącą potraktowani zostali przez partyjną wierchuszkę, jako „maszynki do głosowania”. Wspomniani opowiedzieli się ZA drastycznie wysoką propozycją przedłożoną przez Ministerstwo Finansów. Tym samym zagłosowali wbrew interesom regionu, z którego zostali wybrani. Nie ma zatem żadnej pewności, że przy kolejnych głosowaniach nad ustawami, które np. nadwyrężyły by budżety samorządów, nie postąpili by podobnie. Wszak ostatnimi czasy dość znacząco pogłębiło się uzależnienie posłów od woli „ścisłego kierownictwa partii”. Owo ubezwłasnowolnienie dotyczy, rzecz jasna, wszystkich partii. Bez wyjątku!
Bez względu na barwy polityczne uczestniczących w Kongresie delegatów miast wspólne było nasze przekonanie o tym, że obecnie mamy do czynienia z ograniczaniem samorządności w Polsce, które ostatnimi czasy gwałtownie przyspieszyło. Szczególnie ostro podkreślali to w swoich wystąpieniach twórcy samorządu miejskiego, a więc długoletni burmistrzowie miast. Mocno zaakcentował to także profesor
Michał Kulesza – autorytet w dziedzinie samorządu terytorialnego. O dziwo z tą tezą, choć częściowo, zgodził się obecny podczas drugiego dnia obrad Kongresu minister
Michał Boni – szef resortu Administracji i Cyfryzacji. Wyraził on gotowość do głębszego niż dotychczas dialogu na linii rząd – samorząd, nowego otwarcia we wzajemnych relacjach. Czy będą to kolejne puste deklaracje członka rządu Tuska czy też może asumpt do rzeczywistej współpracy? Czas pokaże. Póki co rząd Donalda Tuska podrzucił samorządom kolejne kukułcze jajo – nowy ramowy plan nauczania w szkołach, który zacznie obowiązywać od 1 września 2012 r. Dlaczego piszę o kukułczym jaju? Otóż MEN wpisał religię w szkolny plan nauczania,
finansowany przez samorządy i to one od września mogą decydować o tym, czy religia pozostanie w szkole, czy też nie. A zatem kolejne pole do konfliktów zostało otworzone. Czy to przypadek?
Więcej o XXXIII Kongresie można znaleźć na stronie internetowej Związku Miast Polskich. Podaję ją poniżej.
www.zmp.miasto.biz