Strony: [1]   Do dołu
  Drukuj  
Autor Wątek: Dostałam list  (Przeczytany 2676 razy)
0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.


*

Punkty: +179/-98
Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wpisy: 1883
Znajomi: 12
Dodaj do Dodaj do listy Znajomych


« : 26 Luty, 2012, 20:23:15 pm »

Urodziłem się 34 lata temu w jaworskim szpitalu. Podczas długotrwałego porodu doszło do niedotlenienia mózgu. Efekt? Uszkodzenie komórek nerwowo – ruchowych, czyli to, co dziś nazywamy dziecięcym porażeniem mózgowym. Od dnia moich narodzin wyraźnie widać było, że coś jest ze mną nie tak. Jednak lekarze w tamtym okresie nie potrafili jeszcze zdiagnozować i rozpoznać tego schorzenia.
Półtora roku później rodzice zabrali mnie, starszego brata oraz babcię i  przeprowadziliśmy się do Raciborza. Z tego, co mówi mama, latem 1979 roku, pomimo coraz większych problemów z koordynacją ruchową zaczynałem już samodzielnie opierać się plecami o ścianę. W taki sposób, pomimo  spastyczności ruchowej, chodziłem dookoła pokoju.
W tym okresie funkcjonowało już nowo wybudowane Centrum Zdrowia Dziecka w Międzylesiu koło Warszawy. Rodzice upatrywali tu szansy wyleczenia mnie. Jednak by się tam znaleźć, potrzebne było skierowanie z kliniki neurologii w Katowicach. Trafiłem tam jesienią 1979 roku.
Po dwóch tygodniach pobytu w Katowicach mama "na siłę" wyrwała mnie stamtąd w złym stanie. W drodze do domu  wielokrotnie traciłem przytomność i wymiotowałem. W Katowicach poddano mnie zabiegom tzw. odmy mózgowej, wykonywano mi także punkcje kręgosłupa. (…)
Następnie znalazłem się w Centrum Zdrowia Dziecka w Międzylesiu. Diagnoza? Dziecięce porażenie mózgowe nabyte po długotrwałym porodzie. Badania psychologiczne wykazały, że intelektualnie rozwijam się lepiej niż rówieśnicy. Jednak po dramatycznych chwilach w katowickiej klinice pozostały stany lękowe.
Nie było lekarstwa na moją chorobę. Pozostała jedynie rehabilitacja. Przez kilka lat miałem takie zabiegi w Raciborzu. Nie przypuszczałem, że podczas tych ćwiczeń może spotkać mnie coś złego. A jednak!
Miałem siedem lat, kiedy trafiłem w ręce dwóch młodych stażystek. Nie miały doświadczenia z takimi przypadkami jak mój. Ćwiczenia wykonywały na siłę. Skutkiem tego wyrwały mi kość udowa z panewki stawu biodrowego. Przez dwa tygodnie potwornie cierpiałem. O tym, co się wówczas stało, dowiedziałem się dopiero po siedmiu latach, podczas prześwietlenia. Do dziś lewą nogę mam krótszą o 5 cm. Po rehabilitacji, czy wysiłku fizycznym czuję przejmujący ból. Operacja jednak nie wchodzi w grę – unieruchomiony przez rok na łóżku byłbym zdany na opiekę rodziców. A jestem już dorosłym mężczyzną, mama i tata mogliby nie dać rady wykonać przy mnie wszystkich czynności rehabilitacyjno-opiekuńczych.
Przez okres szkoły podstawowej miałem indywidualny tok nauki, prowadzony w domu przez nauczycieli. Kontynuacja nauki w szkole średniej zbiegła się w czasie z kryzysem w oświacie. Licea nie miały pieniędzy na nauczanie indywidualne. Dopiero po czterech latach rodzicom udało się załatwić mi naukę w… (co zakrawa na ironię) Szkole Mistrzostwa Sportowego. Dziesięciu nauczycieli uczyło mnie w domu – 11 godzin dziennie, pięć dni w tygodniu, przez cztery lata. Nawet maturę pisałem w domu, a raczej dyktowałem komisji wypracowanie z języka polskiego i historii.
W 2004 roku w Raciborzu otworzyła się Państwowa Wyższa Szkoła Zawodowa. Wybrałem kierunek historyczny i po pokonaniu problemów natury formalnej rozpocząłem tam studia.
Od 9. roku życia uczyłem się pisać – początkowo na maszynie do pisania. Naciskałem klawisze stopą, lewą, tej wyrwanej z biodra nogi, dokładniej zaś – najmniejszym palcem. I tak mi zostało. Maszynę zmieniłem na komputer i tym jednym, jedynym palcem pisałem i piszę nadal SMS-y, maile czy prace do szkoły. Tak też napisałem licencjat, jednym palcem, po jednej literze, cierpliwie, słowo po słowie, w pół roku.
Moja obrona pracy licencjackiej stała się sensacją. Zainteresowały się mną media. Byłem jedynym takim przypadkiem w Raciborzu. Historia niepełnosprawnego chłopaka, który mimo porażonych kończyn zdołał ukończyć studia, poruszyła ludzie serca. Nawet nieznajomi gratulowali mi na ulicy hartu ducha i siły woli.
 
BARDZO PROSZĘ O POMOC!
Mam na imię Łukasz, jestem niepełnosprawnym absolwentem PWSZ w Raciborzu kierunku historia. Od urodzenia cierpię na dziecięce porażenie mózgowe z niedowładem kończyn górnych i dolnych. W trakcie studiowania wszystkie listy, referaty, prace seminaryjne pisałem lewą stopą. Pomimo tych wszystkich trudności ukazała się w kwietniu 2006 r. moja pierwsza publikacja naukowa w Almanachu prowincjonalnym 1/2006.
Zbieram na bardzo kosztowną operację (koszty operacji to około 200 tys. zł) polegającą na wszczepieniu stymulatora do mózgu. Operacja ta musi być wsparta bardzo intensywną rehabilitacją {koszty mojej codziennej rehabilitacja wahają się od 60zł do 100zł za godzinę}.
Od kilku miesięcy moja spastyczność mocno nasiliła się i jest dla mnie ogromnym obciążeniem. Zwracam się do wszystkich ludzi z APELEM O POMOC!
Tylko od państwa hojności i dobrej woli zależy dalsze moje życie i zdrowie! Kochani, jesteście moją jedyną nadzieją, która zawsze umiera ostatnia..
Mogę pisać tylko lewą stopą i właśnie pisząc w ten sposób zwracam się do wszystkich ludzi o pomoc w moim leczeniu! Mój e-mail pomoc.dla.lukasza@interia.pl
Zgłoś do moderatora   Zapisane
Strony: [1]   Do góry
  Drukuj  
 
Skocz do:  

Pokrewne Tematy
Temat Zaczęty przez Odpowiedzi Wyświetleń Ostatnia wiadomość
List do... Hydepark MooseDlb 0 2815 Ostatnia wiadomość 15 Marzec, 2009, 09:12:40 am
wysłane przez MooseDlb
List otwarty do burmistrza Lubania Konrada Rowńskiego Bieżące wiadomości « 1 2 3 » Jola 38 41255 Ostatnia wiadomość 28 Grudzień, 2010, 15:14:53 pm
wysłane przez Jola
Projekcja filmu "List z Polski" [ Brief uit Polen ] Video Luban24 x 13 22313 Ostatnia wiadomość 25 Styczeń, 2012, 10:05:29 am
wysłane przez ŻORŻ