Lubańską awangardę proletariatu trzeba chyba inaczej zachęcić.
Piotrek zupełnie niepotrzebnie ironizujesz.A może sie mylę.Wszak nawet plusa dostałeś

Gdyby dzisiaj był 22 lipca 1971, a nie 2011 roku, mielibyśmy dzień wolny od pracy. Rocznica ogłoszenia Manifestu PKWN była dla partyjnych dygnitarzy okazją do pokazania się przy przecinaniu wstęg i otwieraniu rozmaitych ważnych dla kraju i regionu budowli. Dla pozostałych obywateli - czasem na relaks, piknik i pieczenie kiełbasek. Minione czasy opisuje Henryka Wach-Malicka.
Tego dnia najbardziej zapracowani byli działacze partyjni i milicjanci, pilnujący porządku na wiecach i manifestacjach, ale także zabawach i festynach. Reszta społeczeństwa na ogół świętowała.
22 Lipca wypadał w środku wakacji i aż się prosiło, żeby spędzić go na kocyku za miastem. Scenariusz obchodów Święta Odrodzenia Polski zmieniał się jednak z latami, bo zmieniała przecież nasza historia,
a 22 Lipca drukowany był w kalendarzach na czerwono prawie pół stulecia, od 1945 do 1990 roku.
Jeśli zapytacie więc Polaków w różnym wieku o ich wspomnienia, to będą to zupełnie różne obrazy.
- Data 22 lipca - mówi socjolog prof. Jacek Wódz - rzeczywiście stanowi probierz naszej pamięci pokoleniowej. I doświadczeń życiowych. Wielu z tych, którzy pamiętali Polskę przedwojenną, uważało, że 22 Lipca to rocznica zniewolenia kraju przez władze sowieckie. Z kolei pokolenie, którego młodość przypadła na lata 50. XX wieku, traktowało słowo "odrodzenie" dosłownie.
Umęczeni wojną i okupacją, widząc jak kraj podnosi się z ruin, zwyczajnie cieszyli się z tego, że Polska znowu jest Polską. I nie rozpatrywali wolności z ideologicznego punktu widzenia. Zaś dla współczesnej młodzieży 22 Lipca to data kompletnie "pusta", niekojarząca się z niczym, nawet z faktami historycznymi. Gdy powiedziałem kiedyś na wykładzie, że 22 Lipca nazywany był przekornie "świętem Wedla", nikt ze słuchaczy nie zrozumiał, o co mi chodzi - opowiada prof.
Henryka Wach-Malicka