Witam Was drodzy forumowicze.
Zostałem wywołany do tablicy.Na wstępie powinienem się przedstawić.Nazywam się Jan Bergunda.W Lubaniu mieszkam od 1956 roku.Nie jest to jednak data mojego urodzenia.

Nie jestem i nie czuję się jednym z najstarszych mieszkańców Lubania.Być może tego portalu tak.Podobnie jak Globus przepraszam za ewentualne błędy.Opowiadając o sobie,mówię zawsze że moja edukacja zakończyła się na naciąganiu atramentu do pióra z gumką.Dla wielu z Was wydaje się to śmieszne.Muszę jednak powiedzieć że naukę rozpoczynałem od stalówki i kałamarza,który był osadzony w specjalnym otworze w ławce.Uczęszczałem do jednej z Tysiąclatek.Co znaczyło Tysiąc Szkół na tysiąclecie Polski.Początki były trudne.Lekcje odbywały się w prywatnych mieszkaniach.Było trudno a nawet ciężko.Jednak tamte lata wspominam bardzo pozytywnie.Grono pedagogiczne,kierownika szkoły czy wreszcie woźnego który miał najwięcej do powiedzenia.Tornistry z tektury które doskonale zastępowały sanki.Trójki klasowe-założę się że mało kto wie co to za twór.Otóż wieczorami chodziły po dzielnicy tzw,trójki,byli to wyznaczeni rodzice którzy sprawdzali czy młodzież szaleje czy się uczy w domach.Pewnie niewielu z Was jest w stanie wyobrazić sobie że nie było telewizorów.Na mojej dzielnicy był jeden w Klubie Skalnik.Z wielkim zainteresowaniem oglądało się Micki Maus,Wyścig Pokoju i Westerny.Oczywiście w kolorze

czarno-białym.Według mnie atmosferę tamtych czasów doskonale oddaje tekst który mam na nk.pl :Dorastaliście w latach sześćdziesiątych,
siedemdziesiątych lub osiemdziesiątych...

Jak, do cholery, udało się wam przeżyć???!!!
Samochody nie miały
pasów bezpieczeństwa,
ani zagłówków,
no i żadnych airbagów!!!
Na tylnym siedzeniu było wesoło,
a nie niebezpiecznie
Łóżeczka i zabawki były kolorowe
i z pewnością polakierowane
lakierami ołowiowymi
lub innym śmiertelnie groźnym gównem
Niebezpieczne były puszki,
drzwi samochodów.
Butelki od lekarstw i środków czyszczących
nie były zabezpieczone.
Można było jeździć na rowerze bez kasku.
A ci, którzy mieszkali
w pobliżu szosy na wzgórzu
ustanawiali na rowerach rekordy prędkości,
stwierdzając w połowie drogi,
że rower z hamulcem
był dla starych chyba za drogi...
.... Ale po nabraniu pewnej wprawy
i kilku wypadkach...
panowaliśmy i nad tym (przeważnie)!
Szkoła trwała do południa,
a obiad jadło się w domu.
Niektórzy nie byli dobrzy w budzie
i czasami musieli powtarzać rok.
Nikogo nie wysyłano do psychologa.
Nikt nie był hiperaktywny
ani dysklektykiem.
Po prostu powtarzał rok
i to była jego szansa.
Wodę piło się z węża ogrodowego
lub innych źródeł,
a nie za sterylnych butelek PET
Wcinaliśmy słodycze i pączki,
piliśmy oranżadę z prawdziwym cukrem
i nie mieliśmy problemów z nadwagą,
bo ciągle byliśmy na dworze i byliśmy aktywni
Piliśmy całą paczką oranżadę z jednej butli
i nikt z tego powodu nie umarł.
Nie mieliśmy Playstations,
Nintendo 64, X-Boxes,
gier wideo, 99 kanałów w TV,
DVD i wideo, Dolby Surround,
komórek, komputerów ani chatroomów w Internecie...
... lecz przyjaciół !
Mogliśmy wpadać do kolegów
pieszo lub na rowerze,
zapukać i zabrać ich na podwórko
lub bawić się u nich,
nie zastanawiając się, czy to wypada.
Można się było bawić do upojenia,
pod warunkiem powrotu do domu przed nocą.
Nie było komórek...
I nikt nie wiedział gdzie jesteśmy i co robimy!!!
Nieprawdopodobne!!!
Tam na zewnątrz, w tym okrutnym świecie!!!
Całkiem bez opieki!
Jak to było możliwe?
Graliśmy w piłę na jedną bramę,
a jeśli kogoś nie wybrano do drużyny,
to się wypłakał i już.
Nie był to koniec świata ani trauma.
Mieliśmy poobcierane kolana i łokcie,
złamane kości, czasem wybite zęby,
ale nigdy, NIGDY,
nie podawano nikogo z tego powodu do sądu!
NIKT nie był winien, tylko MY SAMI!
Nie baliśmy się
deszczu, śniegu ani mrozu.
Nikt nie miał alergii
na kurz, trawę ani na krowie mleko.
Mieliśmy wolność i wolny czas,
klęski, sukcesy i zadania.
I uczyliśmy się dawać sobie radę!
Pytanie za 100 punktów brzmi:
Jak udało się nam przeżyć???
A przede wszystkim:
Jak mogliśmy rozwijać naszą osobowość???
Też jesteś z tej generacji?
Jeśli tak, wyślij tego maila
do twoich rówieśników.
(Ale nie musisz, nic się nie stanie jak go olejesz ?)
Niech sobie przypomną, jak było.
A inni niech zobaczą jak było...
Pewnie,
można powiedzieć,
że żyliśmy w nudzie, ale......kuśwa,
przecież byliśmy szczęśliwi !!!"
Gdy już troszeczkę podrosłem zmieniły się zainteresowania.Czy ktoś pamięta "Ankę" zwaną przez nas "Syfem"Kawiarenka naprzeciw kina.Teraz jet tam apteka.Spotykaliśmy się tam wszyscy.Serwowano Krem Sułtański,Krem Cytrynowy i Cytrynadę.Niebo w gębie.Innym miejscem spotkań był "Włókniarz"tzw."Szmata"to już było bardziej wyrafinowane miejsce.Było więcej zakamarków.Tam można było całować się po kątach z dziewczynami

No ale dość rozpusty.Kto pamięta delikatesy tzw.Drewniak w miejscu Tęczowej?Było to chyba jedyne miejsce w Lubaniu gdzie w okresie Świąt Bożego Narodzenia można było kupić pomarańcza.O bananach nikt nie słyszał.
Sorry na początek to na tyle

Nie będę Was zanudzał.
Z wyrazami szacunku Jan Bergunda.