Pozwolę sobie mieć inne zdanie - im więcej elementów turystyki lokalnej tym lepiej. A naprawdę w Wysokim Lesie można spotkać coraz więcej spacerowiczów czy osób uprawiających biegi.
Jakiś czas temu miałem okazję współpracować ze ś.p. Andrzejem Pietrzykowskim, miłośnikiem przyrody, który przetłumaczył mi kilka tekstów, co ważne jego tłumaczenia nie są suche, lecz wręcz poetyckie. Jeden z nich, z Heimatbuchu Bertrama, świetnie oddaje klimat spaceru do źródełka. Dodałem do niego tylko kilka zdjęć z moich spacerów w tamtym kierunku, w tym sprzed paru dni.
"Z Lubania przez Wielki Las na Grodziszcze i z powrotem Ogarnia nas nastrój poezji Eichendorffa, gdy wędrujemy wysoko położoną drogą od Kamiennej Góry ku lasom komunalnym. „O doliny szerokie, o wzgórza!” Takie słowa wymykają się nam bezwiednie, gdy z jakiegokolwiek punktu tej trasy spoglądamy wokół. Przed nami ciemny las ze swoim najwyższym wzniesieniem, Bukową Górą, która stąd widziana bliską się wydaje, bo możemy odległość oceniać tylko względem długiej osi lasu. „Któż cię piękny lesie tam wysoko posadził?”. Tak chciałoby się za Eichendorffem...
Nieco utrudzeni wytężaniem wzroku skierujmy spojrzenie dla odmiany na soczystą zieleń i starannie uprawiane pola po obu stronach drogi i oto znów powraca do nas świeżość. Tak spoglądając i wędrując zbliżamy się do Wielkiego Lubańskiego Lasu. Z komina leśniczówki, tam na kraju lasu, wije się w górę lekki słup dymu. Słychać szczekanie psa. Stoły i krzesła wystawione pod pierwszymi drzewami lasu są zajęte przez nielicznych tylko porannych wędrowców.

Nie dołączamy do nich, lecz wędrujemy dalej wzdłuż szkółki leśnej gdzie szykuje się młody las. Kilka kobiet już tam jest i zajmuje się pieleniem pod nadzorem leśników – odpowiadają nam przyjaźnie na poranne pozdrowienia. Znów jesteśmy w lesie, który teraz właśnie, w pięknym maju przedstawia niezwykły widok a to przez szczęśliwe zmieszanie szpilkowego i liściastego poszycia. Ostro odcinają się świeże latorośla świerków i sosen od starszych, ciemniejszych części konarów i gałęzi. Szeroko rozłożoną koroną wciska się szaropienny buk w tło szpilkowego lasu. Jego niemal poziomo ułożone jasnożółte liście są delikatnym, złocistym akcentem. Niedaleko świeci biały pień smukłej brzozy, która wydaje się, że drży w narzeczeńskiej szacie swych drobno ząbkowanych listków. Wszędzie radośnie kieruje się do słońca niższe piętro lasu. I tam, gdzie nie udało się zająć terenu, tam zaprasza uwodzicielsko miękka trawa i faliste podmuchy mchu by na nich spocząć. Z rowu, który z lewej i prawej strony otacza drogę, świeci z trawy biała gwiazdka poziomki. Tymczasem jeżyny ubrały się w szaty z ciemnozielonych liści i gotują się by wypuścić delikatne kwiatowe pączki. A to wszystko przedstawia się nam nie sztywnej, wyprostowanej postawie jak to w gorące południe bywa, lecz lekko się porusza w kołyszącym porannym powiewie. Dobry Bóg idzie przez las! Na Jego cześć śpiewacy lasu już od dawna koncertują, czasem przerywa im ochrypły krzyk kruka czy przenikający śmiech dzięcioła. Na ostrych pazurkach mignęła w górę wiewiórka, tuż koło nas po pniu świerka, spogląda przez moment spoza pnia, znów wspina się i skacze przestraszona naszym wołaniem na najbliższe drzewo, przy czym prostuje puszysty ogon jak świecę i kieruje nim jak sterem. Nie daleko skrzyżowania naszej drogi z traktem Zaręba – Księginki spotykamy pierwszego zająca, który zajada śniadanie na pobliskim polu a teraz dla odmiany skacze by skryć się za krzakiem. Jeśli uwierzyliśmy, że to my zasługujemy dziś na miano wcześnie wstających to teraz się gorzko rozczarujemy, bo mijamy się z pierwszymi już powracającymi do domu leśnymi wędrowcami. Zebrali marzankę i pierwsze grzyby a teraz mijają nas z wesołym pozdrowieniem. Mijamy dawną strzelnicę naszego 19 Batalionu i nadchodzi nas pokusa by poważne porównanie tu poczynić między Dawniej a Teraz.


(Tak na marginesie strzelnica, a właściwie dwa jej tory, o której wyżej, położona jest ze 300 m dalej w las od tej używanej dawniej przez SG)
Ale cóż nam da ciągłe oglądanie się w tył? Odważnie stawić czoło teraźniejszości i jej sprawom, wierzyć w przyszłość i zadania Niemiec, tym zajmować się dziś trzeba. A kiedy będzie nam zbyt ciężko wtedy uciekajmy do Natury i nabierajmy świeżych sił z jej nigdy nie wyczerpanego źródła. Tak powinno być i dzisiaj. Dlatego niech nasze oczy znów powędrują dookoła w poszukiwania cudów, jakie każda wiosna nam przynosi czy to w postaci kwietnej gwiazdki tam przy ziemi, czy to źdźbła o delikatnych żyłkach, czy to dębu, który tam na polanie swe świeżo ulistnione, sękate gałęzie ku niebu unosi. Gdybyśmy skręcili w lewo w tzw. Gliniasty Trakt i powędrowali ku Kościelnikom moglibyśmy się pokłonić jeszcze niejednemu dostojnemu dębowi. Zbyt daleko odciągnęłoby to nas od celu, dlatego idziemy dalej drogą, która teraz wiedzie koło Bukowej Góry. Właśnie o tej porze roku możemy się przekonać, że góra słusznie swe miano nosi, bo jasne plamy bukowego listowia wszędzie błyszczą na ciemnym tle, jaki tworzą szpilkowe szaty świerków i sosen. Szczyt góry jest zbyt gęsto porośnięty, aby mógł być punktem widokowym. Za to na południowym zboczu są polany, a wśród nich polana „Książęcy Widok” gdzie postawiono ławki i skąd podziwiać można wspaniałą panoramę gór i przedgórza. Podczas gdy ten temat z naszymi współwędrowcami omawiamy dochodzimy na miejsce gdzie droga ostro skręca w lewo.


Tu zatrzymujemy się na chwilę, aby się rozdzielić z dwoma uczestnikami, którzy jako swój cel Czubatkę wybrawszy schodzą teraz prosto w dół przez Zarębiański Las Klasztorny, wzdłuż kamieniołomu bazaltu, którego urobek elektryczna kolejka przewozi aż na dworzec w Zarębie gdzie jest przeładowany. Raz jeszcze odchodzącym pokiwamy, idziemy drogą dalej i po krótkim marszu
dochodzimy do tzw. czerwonego albo kamiennego domku, który zwykle jest zamknięty a tylko w dniach aukcji drewna jest wyrywany ze swego sielankowego spokoju. Kilka stołów i ławek a także studnia zapraszają do spoczynku a jako, że uszliśmy już ponad 7 kilometrów, mamy słuszne prawo poświęcić krótki czas na odpoczynek. Plecak oferuje nam drugie śniadanie, studnia chłodną wodę. Cóż więcej potrzeba?. Po chwili pełni świeżych sił podejmujemy naszą wędrówkę.
(to jedyna rycina Czerwonego Domku jaką udało mi się znaleźć)
Droga prowadzi wzdłuż zagajników, starodrzewia, poręby a wszędzie do zobaczenia jest coś osobliwego.
(Szkoda, że wkrótce może taki widok zniknąć)
Wszystkie te wrażenia dają nam wędrowcom dość tematów do rozmowy. Ale nagle rozmowy milkną. Skok sarny przecina drogę, która znika po stoku w górę. Szkoda, że gęste poszycie zakrywa nam tak szybko widok tego pięknego i zwinnego zwierzęcia. To zdarzenie kieruje rozmowę na myślistwo, zaiste niewyczerpany temat szczególnie, że jednym z naszych towarzyszy jest zapalony Nemrod.
(Leśnicy już gotowi na zimę - fajnie zrobiona lizawka z solą)
Opowiada nam o swoich przeżyciach myśliwskich aż do Przylasku leżącego na południowym skraju Wielkiego Lasu – małej grupki zabudowań zamieszkiwanych głównie przez leśników i drwali.
(Czyżby to o tej z pocztówki mowa?)
Na skrzyżowaniu naszej drogi z drogą Leśna – Platerówka stoi skromna gospoda którą nawiedzamy już choćby po to by od gospodarzy o zbójcach Schoberze i Blechu, w Wielkim Lesie i okolicach przed 100 laty swój niecny proceder uprawiających, a nierzadko w Przylasku kryjówki szukających (i znajdujących), się wywiedzieć. Lecz wynik naszych badań nad nowymi szczegółami z życia i czynów owych bohaterów „romansu” mizernym się być okazał. W takim razie wyciągamy swoją mapę, aby odbyć naradę wojenną, co do dalszej marszruty..."
Pani Bożena w uzasadnieniu nadania nazwy źródełku przytoczyła dwa pierwsze wersy z tablicy, która niegdyś wisiała nad nim, ale były też dwa kolejne:
"Das Brotpapier, die leere Flasche
nimm wieder mit deiner Tasche"
„Papier po kanapce, pustą flaszkę
Weź ze sobą do torby”
(Fritz Bertram w Heimatbuchu lubańskim, 1929)
I są one aktualne do dziś, niestety.
Niestety nigdy nie miałem ciągu na poezję, ale myślę, że Hubert albo Zuza ujmą to w lepsze rymy, które będzie można znów tam umieścić.