Proszę sprecyzować Widelcu
.........
Jako kapłanka wszelakiej mądrości i cnoty,jako złożona z nieposzlakowanych opinii,powinnaś z gracją podjąć wysiłek /sama/i złożyć wizytę w regimencie wysokiej analizy...
W 19-stym wieku, pewien myśliciel napisał krótki poradnik /gdzieś zagubiłem/..dla studentów uniwersyteckich co by wiedzieli co nie co.
Wskazywał, na wręcz spartańską metodę uczenie się,
wyizolowania złych "duchów",a jednocześnie/autor/ nie pakował informacji w zbyt trudne liternictwo. ..metoda polegała między innymi na nie obcowaniu z babinami przez rok,
albo piciu wody z dziurawych ,drewnianych kubków..przy jednoczesnym rozumieniu co się czyta..
Między studentami dochodziło do wylewnych konfliktów co było niejako spowodowane wyrafinowaniem metody...
Całość zamknięta była przesłaniem "MÓWI MOTŁOCH",
/podszept diabła/ty jako jednostka musisz być sobą ,nie masą..
,-wiedzę wchaniaj sam, dla siebie,po ciemku ,nie możesz ani sekundy życia stracić na diabelskie sztuczki,będą ci przeszkadzać, będą ci mówić ,żebyś korzystał z /jedynego/życia,będą ci mówić ,żebyś był normalny,będąc sflustrowanymi wrzeszczeć bydom na ciebie ,żebyś zamanifestował przeciw takiej nauce,ale ty nie możesz się poddać , nie możesz zrezygnować, boć przecie nie po to udałeś się na uniwersytet!!po kilku latach wyjścia z ciemnicy,
dasz światu potęgę starodruku a przed tobą jeszcze ho..ho..
radość z normalności...
Ruch "widelcowy" jest stosunkowo młody ale -wolny-...niezależny..
"MÓWI MOTŁOCH"to sentencja ,która z tym NURTEM kroczy..
i tyle.......co do zarobków -to na swoim blogu masz film o chciwości co by stawiaŁ kontrowersyjne pytanie;
CZY DUŻO ZARABIAĆ ZA ODPOWIEDZIALNOŚĆ TO CHCIWOŚĆ CZY TO TEŻ ZAWODY JAK W SPORCIE...
****************************************************
musiałem zmodyfikować bo z dowcipem pomyliłem wątki
.w zamian
historia o człowieku, który umiera i porzuciwszy swe ciało, znajduje się w przestrzeni pełnej blasku.
Myśli sobie: "Widać byłem lepszy, niż mi się wydawało!" Jakaś świetlista postać zbliża się ku niemu i przeprowadza go przez wejście zwieńczone łukiem do królewskiej sali bankietowej. Ogromny stół zastawiony jest najwspanialszymi przysmakami. Lecz siedzący wokół stołu biesiadnicy byli wychudzeni, bladzi i tak przypominali szkielety, że aż litość brała.
- Jak to możliwe? - zapytał swego przewodnika. - Przecież mają tutaj tyle darów Bożych!
Widzisz, każdy dostaje dwie pałeczki, które mają służyć do jedzenia zamiast sztućców. Sęk w tym, że te pałeczki mają ponad metr długości i trzeba je koniecznie trzymać za sam koniec. Jedynie w ten sposób można wkładać sobie jedzenie do ust. Wszyscy biesiadnicy chrząkają, sapią i jęczą, starając się wepchnąć jedzenie do ust, ale nie mogą włożyć ani okruszynki.
- To musi być piekło. Gdzie w takim razie jest niebo?
Istota wiedzie go przez hol do sali po przeciwnej stronie. Wnętrze jest równie wspaniałe, a na ogromnym stole znajduje się duży wybór przysmaków, i wszyscy biesiadnicy mieli identyczne metrowe pałeczki.
Zrozpaczony dostaje pałeczki i już zaczyna podnosić lament, że znalazł się w takiej samej sytuacji, jak w piekle. Rozgląda się bacznie wokół stołu, i spostrzega, że każdy z biesiadników, zamiast próbować wpychać sobie jedzenie do ust, karmi wyciągniętą ręką swego sąsiada.
AMS S.W.W.