Myślę, że nadeszła pora na kolejne opowiadanko. Historia powstała na podstawie prawdziwego wydarzenia, choć niektóre szczegóły został zmienione.
Iza- „Niedotrzymana obietnica”.
Natrętne promienie słoneczne wpadające przez okno obudziły Izę. Poranek tradycyjnie rozpoczęła od kubka gorącej kawy. W domu panowała zupełna cisza. Maleńki Piotruś siedział w łóżeczku i jak zwykle bawił się klockami. Starszy synek Tadzio uśmiechał się słodko i pomrukiwał przez sen. Z zewnątrz, dobiegał do nich jedynie szum jadących aut. Dom, w którym mieszkali, stał w pobliżu dość ruchliwej dwupasmówki.
Iza rozmyślała delektując się łyczek po łyczku smakiem porannej kawy. Postanowiła odejść od męża i w związku z tym odważyła się snuć plany na przyszłość.
Karol ostatnio coraz bardziej ulegał nałogowi. Potrafił pić bez opamiętania. Robił się wówczas przykry aż do bólu. Często posuwał się do rękoczynów.
Świadomość, iż tak miałaby wyglądać reszta ich wspólnego pożycia, ogromnie przytłaczała Izę. Jedynie myśl o rychłej ucieczce podtrzymywała ją na duchu. Bardzo kochała męża, lecz wiedziała, że dopóki będzie się kierować sercem oraz tym, co poniżej pępka, dopóty jej cierpienie się nie skończy. Dlatego postanowiła kierować się głownie rozsądkiem. Na rozmyślaniu upłynęła jej także poranna toaleta oraz śniadanie, które spożyła w towarzystwie dzieci.
Trzyletniego Tadzia i niespełna rocznego Piotrusia kochała nad życie. Obaj znaczyli dla niej tak wiele. To właśnie troska o nich dodawała Izie energii i siły.
Dochodziła godzina dziesiąta, Karol jak zwykle opóźniał swój powrót do domu. Prace kończył o ósmej. Żona doskonale znała jego zwyczaje. Zdążyła się już trochę oswoić z ciągłą niepewnością i brakiem stabilizacji, lecz w głębi serca miała żal. Domyślała się, że tym razem jak zwykle poszedł z kumplami ze zmiany, opróżnić parę butelek wódki lub niezliczoną ilość kufli z piwem. Prawdopodobieństwo, iż wróci do domu trzeźwy, wynosiło jak jeden do stu milionów. Prędzej uwierzyłaby w wygraną na loterii.
W takich sytuacjach tłumaczyła sobie: „Nie myśl o nim. Ciesz się każdą wolną chwilą. Przynajmniej masz spokój i nikt cię teraz nie poniża. Nie martw się, że on pije. Będzie na to pora, gdy wróci i znów zacznie cię tresować.” Często to sobie powtarzała. Z czasem nauczyła cieszyć się chwilą. Wolność, choć złudną odczuwała podczas nieobecności Karola. Zdarzały się też okresy, gdy potwór siedzący w jego głowie i sercu znikał na dzień lub dwa. Niestety doświadczała tego bardzo rzadko i traktowała ten czas jak dopust boży.
Ostatnio decydując się na rozwód, zaczynała spoglądać na życie z innej perspektywy. Zrozumiała, że jej uległość oraz chęć porozumienia za wszelką cenę, powoli i stopniowo wpędziły ją w ogromne uzależnienie wobec Karola.
Iza pomimo uczucia, jakim darzyła męża, zrozumiała, że czas najwyższy podjąć ostateczną decyzję. Znając jego mściwą naturę, zdawała sobie sprawę, że odchodząc spali za sobą wszystkie mosty. Z drugiej strony uważała, iż takich radykalnych kroków jak rozstanie, nie podejmuje po to, by wracać, lecz po to, by odmienić swoje życie.
Po śniadaniu, Tadzio wziął plastikowe wiadro, łopatkę, foremki i poszedł na podwórko pobawić się w piaskownicy. Od rana panował dotkliwy upał. Słońce prażyło bezlitośnie. Na niebie pojawiały się pojedyncze chmurki, niczym małe wysepki na błękitnym oceanie. Delikatny wietrzyk, którego brakowało z pewnością dodałby aurze uroku i lekkości.
Tadzio na przemian bawił się w piaskownicy i zanurzał w małym baseniku napełnionym wodą. Piotruś grzecznie siedział w łóżeczku, oddając się ulubionym zajęciom, a mianowicie napełniał jedną z torebek Izy klockami. Po czym wszystko wysypywał na zewnątrz i tak bez końca. Chwilami przerywał zabawę, stawał w łóżeczku i obserwował swoją matkę. Towarzyszył jej wzrokiem w wykonywaniu różnych prac domowych. Pomrukiwał przy tym wesoło, kołysząc się od czasu do czasu, niczym pasażer statku w czasie sztormu.
Mama chłopców, tego dnia była wyjątkowo niespokojna. Od świtu prześladowały ją złe przeczucia. Różne dźwięki dochodzące z oddali wręcz budziły w niej lęk. Chwilami słysząc nawoływania Tadzia pod jej adresem lub odgłosy przejeżdżających nieopodal samochodów, wybiegała w panice na dwór. Jej serce tłoczyło krew z rekordową szybkością. Przez cały czas dręczyły ją te same natarczywe myśli. Obawiała się, że coś złego może przydarzyć się komuś z jej bliskich.
Zupełnie niespodziewanie zadzwonił telefon. Iza podniosła słuchawkę i spytała.
-Słucham, kto mówi?
-To ja – odezwał się Karol- Krzysiek ma ci coś do powiedzenia, a właściwie to mamy do ciebie pytanie.
-O, co chodzi?- Spytała odrobinę zaniepokojona.
-Izunia, nie gniewaj się, to ja zatrzymałem Karola. Właśnie obchodzimy moje urodziny. Planujemy zrobić ognisko, impreza może się przedłużyć. Nie złość się skarbie, przed wieczorem odstawię twojego męża do domu. Ręczę za niego, będzie bardzo grzeczny. Wróci do ciebie cały i zdrowy.
-W porządku, żaden problem- odpowiedziała kobieta.
Iza nie przepadała za kolegami Karola. Niektórych wręcz nie cierpiała. Krzysztof to zupełnie inna bajka, należał do wyjątków i bardzo go lubiła.
Rozmowa telefoniczna uspokoiła Izę, lecz nie na długo. Niepokój, który odczuwała wcześniej znów powrócił. Postanowiła to zignorować i zająć się czymś, aby niepotrzebnie nie rozmyślać. W trakcie gotowania obiadu zauważyła, że Piotruś poległ w łóżeczku. Okryła go kocykiem i wyszła na dwór. Zawołała do domu starszego syna, umyła mu twarz, rączki i dała do zjedzenia jogurt, by potem utulić go do snu.
Po chwili oba urwisy smacznie spały, a ich matka powędrowała do kuchni i kontynuowała gotowanie obiadu.
Upłynęły kolejne dwie godziny. Obaj chłopcy wstali i zasiedli razem z Izą do stołu. Zawartość talerzy pochłaniali w milczeniu. Kobieta z trudem panowała nad emocjami, które wciąż zatruwały jej umysł. Dużo rozmyślała, biorąc pod uwagę różne możliwości. To prawda, że po rozmowie z Krzysztofem na chwilę zapomniała o swoim cierpieniu, lecz wiedziała, że to tylko złudzenie. Jej nadzieja na cudowne nawrócenie męża wygasła bezpowrotnie. Ostatnio dostrzegała wszystko z innej perspektywy.
Rozmyślania i wątpliwości Izy przerwał widok jej matki Justyny. Kobieta weszła na podwórko prowadząc rower. Przyjechała odwiedzić córkę i wnuki.
Karol nie przepadał za teściową a tym bardziej nie cieszyły go jej odwiedziny. Nie lubił nikogo, kto miał zbyt bliski kontakt z jego żoną. Starał się ją skutecznie izolować od rodziny i przyjaciół. Postępując w ten sposób, stawał się panem sytuacji, wpędzającym Izę w poczucie winy oraz uzależnienie od własnej osoby.
Po obiedzie Iza włączyła dzieciom kasetę video z bajkami. Nie chciała, aby jej przeszkadzały, gdy będzie piła kawę. Pragnęła szczerze porozmawiać z matką i powiadomić ją o swoich planach. Kobiety siedząc w kuchni w pobliżu okna, doskonale widziały, co dzieje się na zewnątrz.
Nagle obie zamilkły. Przed bramą posesji zatrzymał się samochód. Wysiedli z niego trzej funkcjonariusze straży pożarnej, ubrani w galowe mundury. Wszyscy mieli dość grobowe miny. Taki widok nie wróżył nic dobrego. Iza wyczuwając nadchodzący koszmar wstała raptownie z krzesła i wybiegła na zewnątrz.
Jeden z mężczyzn doszedł do wystraszonej kobiety i przywitał się.
-Dzień dobry pani Wolniewicz. Niestety muszę panią o czymś powiadomić, ale najpierw bardzo proszę, niech pani usiądzie.-
Przerażona Iza czując, że cała drży, usiadła na ławce. Nie mogła wyksztusić z siebie ani słowa.
-Bardzo mi przykro, mąż miał wypadek samochodowy.
-Jak to, co z nim?- Spytała głosem pełnym lęku.
-Proszę się tak nie denerwować, pan Karol oczywiście żyje. Jest ranny, ale z tego, co mi wiadomo, to miał dużo szczęścia. Jego życiu nic nie zagraża.
-Jak to się stało? Przecież dziś miał dzień wolny. Dzwonili do mnie razem z Krzysztofem. Mieli organizować urodzinowe ognisko. Gdzie oni w ogóle jechali i po co?- Dopytywała się Iza.
-Nie jechali służbowym wozem, ale gazikiem Piotra. Wszyscy byli w stanie wskazującym na spożycie alkoholu. Pokonując ostry zakręt wpadli w poślizg, przekoziołkowali i zanurzyli się w pobliskim stawie. W pojeździe były trzy osoby: Karol, Piotr i Krzysiek- tłumaczył przejęty mężczyzna.
-To wszystko przez Krzysztofa, a ja mu zaufałam. Zachciało mu się imprez. Dzwonił i obiecał, że wszystko będzie w porządku. Już ja sobie z min porozmawiam. Nie wybaczę mu tego nigdy- mówiła Iza łkając.
-Czy dobrze się pani czuje?- Spytał zaniepokojony mężczyzna.
-Tak, nic mi nie jest. Gdzie oni teraz są?
- W szpitalu.
-Czy mogę tam pójść?
-Myślę, że tak. Proszę się trzymać. Do widzenia pani.
-Do widzenia.-
Iza weszła do domu. Justyna dostrzegła grymas cierpienia na twarzy córki. Widząc to westchnęła głęboko, po czym spytała.
-Co się stało, dlaczego tak pobladłaś?
-Karol miał wypadek. Boże, co ja teraz zrobię? On, Piotrek i Krzysiek są w szpitalu. Przebiorę się i pójdę tam- mówiąc to gwałtownie się rozpłakała. Cierpiała. Próbowała zebrać myśli. Czuła na przemian wściekłość, rezygnację i żal.
Justyna pocieszała córkę.
-Nie płacz i nie przejmuj się tak mocno. To i tak nic nie zmieni.
-Pewnie masz rację mamo. Zostaniesz z dziećmi? Chcę tam pójść jak najszybciej. A Krzysztof gorzko tego pożałuje, wszystko mu wygarnę. Bardzo go lubiłam, lecz w tej chwili nie wiem, co mam o nim myśleć. Przez jego lekkomyślność spotkało nas takie nieszczęście.
Iza początkowo zamierzała wezwać taksówkę, ale doszła do wniosku, że spacer w kierunku szpitala pozwoli jej ochłonąć. Przez całą drogę, w myślach przeklinała Krzysztofa. Po trzydziestu minutach dotarła do celu. Wahała się przed wejściem na salę, gdzie leżał Karol. Obawiała się tego, co może ujrzeć. Nikt jej nie wyjaśnił, na czym polegały obrażenia rannego męża. Po paru chwilach żebrała się w sobie i pewnym krokiem weszła na salę chorych.
Widząc męża poczuła ulgę. Wyglądał zupełnie zwyczajnie. Oprócz lekkiego zadrapania pod nosem i spuchniętej prawej ręki nic innego nie rzucało się w oczy. Był przytomny. Po za tym nie zdążył jeszcze wytrzeźwieć po imprezie.
-Jak się czujesz, wszystko w porządku? Karol coś ty zrobił, jak mogłeś postąpić tak lekkomyślnie? Mogłeś przecież zginąć lub zostać kaleką. Zobaczysz wyrzucą cię z pracy.
-Nie gniewaj się rybko. Wybacz mi -prosił skruszonym głosem mężczyzna.
-Bardzo cię boli? A gdzie leży Krzysiek, sprawca całego zamieszania, jak on się czuje? Muszę koniecznie z nim porozmawiać. Przecież dzwonił dziś i obiecał, że odstawi cię do domu całego i zdrowego.-
Karol spojrzał na żonę z przejęciem. Zapadła chwila milczenia. Przerażała go myśl, że musi jej o tym powiedzieć.
-Boże ty o niczym nie wiesz? Nikt ci nie powiedział, co się stało?
- Jak to nikt mi nie powiedział? Przecież wiem o wypadku i dlatego tu jestem. Dowiedziałam się od twoich kolegów z pracy - złościła się Iza.
-Ale nie wiesz najgorszego. Krzysztof nie żyje. To było straszne. Zginął na miejscu. Miał w głowie dwie ogromne dziury. Iza rozpłakała się wybiegając na korytarz.
„ Boże wybacz mi moje słowa. Nie wiedziałam, że los był dla niego tak okrutny. To straszne. Biedna Teresa i dzieci, co oni teraz czują?”- Modliła się w myślach zrozpaczona kobieta, czując jeszcze większy ciężar w sercu.
Iza zrozumiała, że musi zmienić plany. W tej sytuacji nie mogła odejść od męża. Musiała zostać i zając się nieszczęśnikiem. Dopilnować, żeby jak najszybciej powrócił do zdrowia. Miała jedynie nadzieję, że to tragiczne zdarzenie, choć trochę go odmieni.
koniec.
Opowiadanie dedykuję tragicznie zmarłemu Krzysztofowi.