Dziękuję Piotrku za ładną melodię i świąteczne życzenia. Również i Tobie a także wszystkim znajomym życzę najpiękniejszych świąt Bożego Narodzenia, takich które długo się wspomina i pamięta.
I jeszcze małe sprostowanie. Ja nie służyłem w Lubaniu w wojsku, ale jakiś czas pracowałem w jednostce wojskowej jako pracownik cywilny. Do Lubania przyjechałem krótko po wyjściu z wojska. Służyłem w Warszawie w formacji którą pan Macierewicz określił jako formację....PRZESTĘPCZĄ !!! Cóż to było takiego ? Ciekawe pytanie. Ponieważ za przestępcę się nie uważam, nigdy za cokolwiek nie byłem karany wyrokiem sadu cywilnego czy wojskowego, zdradzę ten szczegół.
Służyłem w batalionie Wojskowej Służby Wewnętrznej, odpowiednik dzisiejszej Żandarmerii Wojskowej. Ochranialiśmy najwyższe urzędy i instytucje wojskowe takie jak Sztab Generalny, Ministerstwo Obrony Narodowej, Gmach Doradców, Centralne Archiwum Wojskowe na Żoliborzu, tajne drukarnie wojskowe. Prokuraturę Wojskową i inne. Ponadto patrolowaliśmy ulice warszawy, szczególnie dotyczyło to żołnierzy będacych na urlopie czy przepustce. Bywało niekiedy że rozrabiali po kilku piwach. To zdarzało się zwykle na dworcach kolejowych i autobusowych, gdy skracali sobie czas oczekiwania na odjazd przy piwie czy kieliszku. Służba nie drużba a w wojsku nad rozkazem się nie dyskutuje. Pan Macierewicz ma swoje poglądy na pewne sprawy, często skrajne, co jest właściwością polityków opozycji.
A teraz z innej beczki. Znalazłem w starym kalendarzu jeszcze starszy wiersz
Liczący zapewne 150 lat a może więcej, wszak latka biegną szybko. Jest trochę sentymentalny, trochę smutny ale realny. Tak mogło się zdarzyć w tamtych latach, kiedy do szkół mogli uczęszczać tylko najbogatsi. Ci biedniejsi chcieli im niekiedy dorównać płacąc za to niewspółmierną i trudną do przewidzenia cenę :
WIECZOREM W NIEDZIELĘ
Wieczorem w niedzielę, przy wiejskim kościele
Dziad stoi i bije we dzwony.
Wtem młodzian nieznany w dostatku odziany
Nadchodzi i pyta zdziwiony
I pyta nieśmiało, cóż we wsi się stało?
Komuż to dzwonicie kochanie
O smutne to sprawy,jeżeliś ciekawy
Posłuchaj, opowiem, mój panie
Przed kilku latami,żył we wsi tu z nami
Kmieć z kmiecia zamożny, poczciwy
Ni soli ni chleba nie było mu trzeba
Był to człek dostatnio szczęśliwy
A było ich troje,on z żoną to dwoje
I synek jedynak był trzeci
Wesoły rumiany, w dostatku odziany
Zwyczajnych zamożnych syn kmieci
Raz ojciec z wieczora wróciwszy ze dwora
Z westchnieniem powiada do żony
Mój Boże, Mój Boże,jak też tam we dworze
Syn pański, uczony ,się chowa
A prostak w tym tłumie, gdzie każdy coś umie
Nie znaczy ni pracą ni wiekiem
I nam dał Bóg dziecię,a czemuż by przecie
Nie było uczonym człowiekiem
Sprzedajmy dwa woły,niech idzie do szkoły
Kto wie co się z nim tam stanie
Może się przy dworze umieści, a może
A może i księdzem zostanie
Jak rzekli zrobili, lecz ciężko zbłądzili
Sądząc że wdzięcznym im się stanie
Dobrą jest nauka, lecz gdy ją ktoś szuka
Nieprawdaż mój panie
Co rok więc na szkoły, z ojcowskiej stodoły
Szło zboże, z obory dobytek
Syn rosnął w rozumie, lecz ponoć i w dumie
Nie ojcom, ni sobie w pożytek
I przeszło lat wiele,a nikt go tu w siele
Nie widział w zagrodzie rodzica
A z cicha mówiono że w mieście tam pono
Zły synek udawał szlachcica
Że mu w głowie państwo, nie święte kapłaństwo
Że ojca się wstydzi w sukmanie
A Bóg się tym brzydzi, kto ojca się wstydzi
Cóż wam to dla Boga mój panie
Staremu i niwa, i młodość szczęśliwa
Kąkole wydaje i głogi
I nie raz w potrzebie, na syna i siebie
Zapłakał ów człowiek nie bogi
I pracą znużony,i bólem strawiony
Raz upadł przy pługu na łonie
I zasnął na wieki i nikt mu powieki
Nie zawarł, płaczecie mój panie?
Opowieść nie cała, wszak matka została
A matka biedniejsza na świecie
Bo bieda jednemu człekowi samemu
Lecz stokroć samotnej kobiecie
Więc pisać kazała,po syna, błagała
Rzuć miejskie wesołe to życie
Spójrz na mą siwiznę, wróć na ojcowiznę
Co prędzej przyjeżdżaj me dziecię
Ba, panie kochany,groch rzucaj o ścianę
Trza było iść z rodzinnej ziemi
I rękę wyciągnąć niebodze
I zlewać chleb łzami gorzkimi
Ją to dziś rano nie żywą zdybano
Przy dawnej zagrodzie, przy ścianie
Z litości w tej chwili, my jej to dzwonili
Cóż wam to dla Boga, mój panie
A młodzian nieznany, wzrok toczył zbłąkany
I w dłoniach krył swoje powieki
Ach jam jest zabójca, i matki i ojca
I szczęścia mojego na wieki
Jam trwonił grosz krwawy, na wrzaski, zabawy
Na stroje, rozrywkę przyjemną
A ojce tu mili, dni w nędzy spędzili
Boże, zmiłuj się nade mną
Dziś wracam w te strony,zbłąkany, skruszony
By słodzić im życia ostatki
Nagrodzić im troski,żyć z nimi wśród wioski
Dziś nie mam ni ojca ni matki
I upadł na ziemię,i łzami krwawymi
Oblewał swe winy zbłąkany
Dziad oczy skrył w dłonie, a idąc na stronie
Rzekł z cicha, za późno, mój panie.
Autor nieznany
Ps.
Nim skończyłem pisać, między czasie Jola dodała swój post. Bardzo dziękuje za sympatyczne słowa. To prawda, z miłych miejsc zostają miłe wspomnienia i tak właśnie jest w przypadku Joli i mnie
Dla tego chętnie tu wracamy. W dyskusjach udziału zwykle nie biorę gdyż nie znam szczegółów. Dzielę się tym co potrafię, chociaż to za wiele powiedziane, gdyż nigdy nie jest tak, aby nie mogło być lepiej
Życzę Jolu miłych i radosnych świąt w gronie rodziny i przyjaciół, gdyż Święta Bożego Narodzenia to święta rodzinne