Mieszkańcy Lubania to niemal w 100% powojenni osadnicy. Wprawdzie w większości dziś już w drugim i trzecim pokoleniu. Myślę jednak że jest pewna grupa osób która jako pierwsza w powojennych latach tu zagościła. To ciekawa historia ludzkich niełatwych losów tamtego okresu. W tym kontekście napisałem wiersz posługując się tytułem znanej nam wszystkim piosenki Dany Lerskiej "SZLI NA ZACHÓD OSADNICY" którą wykonała na Festiwalu Piosenki Żołnierskiej w Kołobrzegu w 1976 roku.
SZLI NA ZACHÓD OSADNICY
Kiedy umilkły wojny echa
Odeszło zło które w niej drzemie
Na zachód szli z dalekich stron
Aby zasiedlać nowe ziemie
Pozostawiali zgliszcza domów
I swe uprawne żyzne pola
I szli by znaleźć własny kąt
Z Wołynia, Wilna czy Podola
Poznali wojny gorzki smak
Okrutne rzezie i pogromy
Tu budowali nowe życie
Tu zajmowali nowe domy
A także ci co latek parę
Byli na frontach drugiej wojny
Na zachód szli z dalekich stron
Kiedy już nadszedł czas spokojny
Służyli w armiach sojuszniczych
Szli ramię w ranię do zwycięstwa
By przynieść wolność swej ojczyźnie
Dając ofiarę krwi i męstwa
W bitwie o Tobruk czy Cassino
W Norwegii, Włoszech, Palestynie
To dla nich w hołdzie Dzień Zwycięstwa
I pamięć o nich nie zaginie
Po latach zmagań , okropności
Kiedy już nadszedł czas pokoju
Na zachód szli z dalekich stron
By tu pracować w trudzie znoju
Na chleb powszedni, łyżkę strawy
Dla swej rodziny, dla Ojczyzny
Która po latach wielkich zmagań
W trudzie leczyła rany, blizny
Jeżyk 14. 07. 2014
Zastanawiam się czy nie było by dobrym pomysłem dla historii Lubania zebrać wspomnienia pierwszego pokolenia osadników, jeśli było by to możliwe ? Wiem że to już odległe lata, i czas zaciera ślady, ale te wydarzenia trwale zapisały się w pamieci tych osób, których wojenna zawierucha kazała opuścić swoje rodzinne strony i tworzyć nowe gniazdko na Ziemiach Odzyskanych. Czy moja sugestia jest realna ? Na to pytanie mogą dać odpowiedz sami mieszkańcy Lubania
Tu gdzie mieszkam co roku, czwartego marca obchodzony jest Dzień Osadnika. Dawniej były to spotkania z pierwszymi osadnikami. Dzielili się oni swoimi wspomnieniami z tamtych trudnych i burzliwych powojennych lat. Dziś niestety mieszka tu już drugie i trzecie pokolenie pierwszych osadników, więc tą uroczystość uświetniają inne imprezy czy wystąpienia. W wierszu wspomniałem o osadnikach z dawniejszych Kresów Wschodnich. Była to liczna grupa Polaków, tych którym udało się ujść przed rzezią ukraińskich nacjonalistów. Na mojej ulicy osiedliło się w powojennych latach trzy rodziny Ukraińskie. Dziś pozostało już ich młodsze pokolenie Jest to nie duża ulica, ok. 20 domków jednorodzinnych. Moim najbliższym sąsiadem był pan Wolf. Zmarł kilka lat temu. W czasie wojny służył w niemieckiej armii. Nazwisko świadczy o niemieckim rodowodzie. Natomiast jego małżonka mimo swoich latek trzyma sie dobrze. Pochodzi z okolic Lidy z północno wschodnich dawnych terenów Polski. Pan Wolf wiele mi opowiadał z swoich wojennych przeżyć. Z jego opowieści pamiętam pewne zabawne zdarzenie. Było to na żołnierskiej stołówce pod koniec wojny, kiedy nadzieja w zwycięstwo była już nikła, a poparcie dla wodza Trzeciej Rzeszy marne. Obiadowa zupa nie był dość smaczna. Jeden z żołnierzy wziął talerz z resztką zupy i pochlapał łyżka wiszący w stołówce portret Hitlera. Gdy przyszedł ich dowódca, spojrzał i mówi. O main Firer i ty tą zupę jadłeś ?