Obszerne omówienie i fotorelacja z koncertu zapewne zostaną tu wkrótce zamieszczone. Ja chcę się pochwalić wyróżnieniem, które otrzymało moje opowiadanie, z dwóch powodów:
1 - Jest to mój pierwszy (i najprawdopodobniej ostatni) nierymowany tekst zgłoszony do konkursu literackiego,
2 - Jako uczestnik warsztatów literackich byłem zobligowany do wzięcia udziału w poplenerowym konkursie, a nie udało mi się napisać wiersza...
Dziękuję za inspirację młodej, utalentowanej lubańskiej artystce - Gabrieli Goli.
Gabrysia Gabrysia wylogowała się i wyłączyła komputer, przed którym zasiadała codziennie, ale nie dłużej, niż na godzinę. Wielkimi krokami (choć wydawałoby się, że rok to dużo, dużo czasu) zbliżały się egzaminy maturalne, do których rzetelnie się przygotowywała, mimo że wciąż jeszcze nie podjęła decyzji, co dalej: informatyka, zarządzanie - raczej nie, chociaż te kierunki studiów są ostatnio modne, a perspektywy znalezienia atrakcyjnej pracy kuszące; psychologia, socjologia - też nie, bo nie warto zostać za kilka lat dyplomowanym bezrobotnym. Może więc...
Natura obdarzyła Gabrysię doskonałym słuchem muzycznym oraz charakterystycznym, miękkim - i z ledwo zauważalną "chrypką" - głosem. Dość wcześnie nauczyła się (sądząc, że w tajemnicy przed rodzicami) wydobywać dźwięki z kilku instrumentów dzięki koleżankom uczęszczającym do szkoły muzycznej na Kamiennej Górze, z opanowaniem zapisu nutowego nie miała problemu; dokonała też wyboru: będzie grać na gitarze. Ale... "Skąd wezmę gitarę? - rozważała w swoim dziecięcym jeszcze, a nad wiek dojrzałym umyśle - Starzy ciągle jęczą, że ledwo wiążą koniec z końcem, że wydatki na dzieci (niby na mnie i siostrę), że jakieś raty, że... O własnej gitarze mogę zapomnieć".
Nie pozwolili zapomnieć rodzice. Znali, naturalnie, "tajemnicę" córki, lecz początkowo sądzili, że poczynania Gabrysi to przysłowiowy "słomiany zapał", który wkrótce zgaśnie, a późniejsze, głośno już wyrażane marzenia ("Gdybym miała gitarę...") uważali za kaprys dziecka, które przecież wie, że w domu się nie przelewa. Widząc jednak determinację córki - w końcu ulegli; po zdmuchnięciu trzynastu świeczek na urodzinowym torcie Gabrysia otrzymała jeden, jedyny, wyśniony prezent: nową, piękną, tę samą (a raczej: taką samą), w jaką wielokrotnie wpatrywała się w monitorze, gitarę.
Od tego dnia wszędzie było pełno Gabrysi i jej gitary: przy świątecznym stole - z kolędami; przy harcerskim ognisku; podczas akademii i innych uroczystości szkolnych; od pewnego czasu - na scenie, gdzie początkowo występowała wraz z innymi wykonawcami, a w ostatnich tygodniach dała już kilka kameralnych recitali, prezentując obok znanych przebojów - pierwsze własne piosenki.
Nie zaniedbując w najmniejszym nawet stopniu obowiązków szkolnych, Gabrysia pracowała nad doskonaleniem warsztatu muzycznego. Sukces Mateusza*, również - jak ona - samouka, sprawił, że coraz poważniej zaczęła myśleć o pójściu na studia muzyczne. "On jest the best, robi karierę, nic już nie musi, a ja... Mnie przydałaby się fachowa wiedza i solidna praktyka".
Tego popołudnia, spacerując samotnie brzegiem rzeki, podjęła ostateczną decyzję: "Będę zdawać do akademii. Jeśli naprawdę jestem dobra, brak świadectwa ze szkoły muzycznej nie powinien być przeszkodą i przyjmą mnie... Tak - idę na akademię!".
Wyłączyła radio, zgasiła światło i uśmiechnęła się do własnej myśli: "Kurczę, może kiedyś zaśpiewam w duecie z Mateuszem...".
Nagle zerwała się: "Mam!" i nad wydrukowanym wieczorem tekstem nowej piosenki wielkimi literami wpisała tytuł: "Krajobrazy znad Kwisy".
* Mateusz Guzowski z Pisarzowic, finalista programu "Mam talent"