Na temat rewolucji internetowej krąży wiele chwytających za serce banałów o zdecydowanie negatywnej treści. Banały, jak to banały – łatwo się je zapamiętuje i powtarza, ale z prawdziwą rzeczywistością mają one tyle wspólnego co keczup z pomidorami, które rosły na działce mojej babci.
Prawda jest taka, że takie mamy internety, jakie sobie sami zrobiliśmy i jacy sami jesteśmy.
Lubańskie internety do wczoraj miały to szczęście, że współtworzyła je postać wielkoformatowa – Firefox, Jan Bergunda.
Osoba, której nigdy bym nie poznała, gdyby nie pierwsze (i ostatnie, jak sądzę) lubańskie medium społecznościowe – luban24. Internauta i lubanianin, którego nagłe odejście wywołało powszechny smutek, mimo że nie był ani osobą publiczną, ani oberredaktorem, moderatorem, administratorem czy innym nadszyszkownikiem kilkujadkiem.
Ot po prostu, ktoś, kto zawsze jest obecny.
Jest obecny w sieci i zawsze wyśle Ci uśmiech i zaczepkę do małej konwersacji o całkiem ludzkich nieważnych rzeczach, jakichś małych bzdetach, które budują Twoje życie i przecież bywają takie fajne. A w życiu zawsze przystanie na Twój widok, pogada, obdarzy kawałkiem swojej jowialnej serdeczności.
Zawsze dosadny do bólu, nigdy nie zapominający, że w centrum dobrych manier nie są ozdobniki i bzdety, ale dobre samopoczucie innych ludzi.
Zawsze miło, sympatycznie, wspierająco obecny wszędzie, gdzie dzieje się coś fajnego, nie wybrzydza, nie składa skarg ani zażaleń, gdy się coś sypnie, nie mówi „a nie mówiłem” (a mówił!), tylko szybko organizuje pomoc swoją niezawodną multiplą.
Zawsze w sieci odezwie się, kiedy dzieje się coś ważnego i mówi się o sprawach ważnych, zawsze będzie miał komentarz, trzy grosze albo trzysta groszy, bardzo mocno sprowadzające każdy problem prościutko na ziemię, Zawsze skomentuje wydarzenie, które jego zdaniem nie powinno mieć miejsca, nie szczędząc sowizdrzalskiego humoru. Zawsze zetrze się z ideą, która go uwiera, argumentując i kontrargumentując do upadłego. Zawsze podpisany, pod każdą wypowiedzią własnym nazwiskiem i portretowym zdjęciem, wcześniej lub później powie Ci dokładnie to samo prosto w oczy. Zawsze będzie ścierał się z zachowaniem, wydarzeniem, z ideą, kochając przy tym ludzi, kumplując się z najbardziej zajadłymi adwersarzami, zapraszając hejterów do chwili refleksji lub na wódkę.
I nagle już nie.
Przeglądając od lat lubańskie internety, boję się, że Jan Bergunda–Firefox był ostatnim takim trollem...
Co sobie stworzymy bez niego?
Załączam piosenkę, za którą kiedyś dostałam od Janka plusika. Tak, Janku, zrobił na mnie wrażenie. Jak Ty sam.
Wiem Naja że mój plus nie zrobi na Tobie wrażenia. Jednak ja poczuję się lepiej.